czwartek, 5 marca 2015

O nowej szafeczce i bulkach drozdzowych dla Marty

W koncu dorobilam sie szafki na swoje pierdoly ,ma sporo szuflad wiec nie mam zbytnich problemow z adaptacja drobiazgow walajacych sie po pudelkach w kazdym domowym zakamarku ,skonczylo sie :D .Ilekroc jestem w sypialni patrze sobie na nia i mysle jak ja ozdobic ,moze pokusze sie na moj pierwszy decoupage ,a moze machne cos recznie ,a jeszcze byc moze ze bedzie pol na pol ,zobaczy sie.




Teraz z innej beczki 
.Mam sasiadke -starsza pania po 60-ce ,przemila kobieta ,tak mi troche matkuje ,bardzo sie obie lubimy .Marta ma kociczke ,nazywa sie Fifi i jest pol-dzika ,wlasciwie to byla ,bo udalo mi sie ja oswoic ,ale po kolei .Marta z mezem co roku wyjezdza na wakacje ,jak juz wspomnialam ma kociczke a wlasciwie ma ja jej maz Pierre .Kotka zostala znaleziona pewnego cieplego wieczora w jego pieknym kabriolecie (zapomnial dachu zamknac na noc) i tak juz zostala .Jednak kociczka nie dala sie oblaskawic ,wydaje mi sie ,ze miala zle doswiadczenie z ludzmi ,w kazdym razie mieszka z nimi ale nie dawala sie wziac na kolana ,ani przytulac-wszelkie proby blizszego kontaktu konczyly sie ostrzegawczym ugryzieniem -czyli nie mocno ale jednak zabkiem przejechala .Pierre jest hipisem ,wszystkich kocha i szanuje ,swoja kotke tez -jest w niej zakochany .Tez mamy to szczescie i mieszka z nami kocur Pan Moris(historia Moriska na oddzielny post) ,ilekroc Marta przychodzila do nas kocurek do niej podbiegal lasil sie i ogolnie pchal na rece -taki nasz przytulas jest.Marta nie mogla sie nadziwic ze nasz kocur taki smialy i przytulasny -zupelne przeciwienstwo Fifi . Ktoregos wieczora na grubo przed wyjazdem na wakacje Pierre wyslal do mnie Marte w delegacje czy nie zechcialabym sie zaopiekowac Fifi na czas wyjazdu .Podejzewam ze Marta wspomniala mezowi ze tez mamy kotka i stad ta delegacja . Od Marty dowiedzialam sie ,ze Fifi nie chce zostawac z jej corkami na czas ich wspolnych corocznych wypadow i maja naprawde wielki klopot .Powiem ze bylo to dla mnie wielkie wyzwanie , ale lubie wyzwania i podjelam sie opieki nad Fifi  . Widzialam pare razy kotke Marty ale za kazdym razem uciekala ,patrzac na nia mialo sie wrazenie ze zwierzak chce byc niewidzialny .Umowilam sie z Marta na codzienne wizyty w jej domu ,tak zeby kotka miala czas poznac moj zapach i przyzwyczaic sie do mojej obecnosci .Codziennie gdy do nich przychodzilam karmilam Fifi ,ot takie niby niewazne sypniecie chrupkow do miski ale jednak ,codziennie do niej mowilam ,przewaznie jej imie  . Z poczatku uciekala ,czekala az sie oddale na bezpieczna odleglosc i dopiero podchodzila do miski .Zauwazylam ze jak jakis chrupek wypadl z miski i toczyl sie ,kotka zaraz za nim biegla i zjadala go najpierw .Ahha! Tu Cie mam! Zaczela sie zabawa z chrupkami ,rzucalam je coraz blizej siebie tak zeby w koncu ktoregos dnia podeszla na wyciagniecie mojej reki ,udalo sie ,poglaskalam ja iiii...dostalam ostrzezenie -nie dotykaj! Noo dobra , trzeba bylo podejsc ja inaczej a czas uciekal . Niezmordowanie sypalam chrupy ,drobilam wedline i nalewalam wody az przyszedl dzien wyjazdu a efekty mizerne .Uparta kocica :D Ale nic to ,nie zrazilam sie ,uspokoilam oboje ze sobie poradzimy i ze Fifiak nie zdechnie z glodu juz moja w tym glowa . Z poczatku chodzilam na taras Marty i tam karmilam kotke ,oczywiscie musialam byc w bezpiecznej odleglosci .Powiem ,ze nigdy nie widzialam zeby kot jadl tak szybko i lapczywie wciaz ogladajac sie za siebie ,no moze dwa razyw zyciu widzialam -to byly wlasnie przygarniete koty ,ale jadly tak tylko na poczatku .Potem dopiero zrozumialam ze zwyczajnie obawiala sie innych kotow mieszkajacych w sasiedztwie ,ktore czujac jedzenie zlatywaly sie i pchaly do jej miski .Wszystko pieknie i wogle ale najlepiej jakby Fifi przychodzila na moj taras .Czas wyprobowac moj fortel z glosem -nie bez kozery codziennie wymawialam jej imie okreslonym tonem .Wyszlam na taras i zawolalam ja raz ,drugi,trzeci ...nagle cos zaszelescilo w gestwinie obok ogrodu ...ohho widze lepek Fifi ,jest dobrze ,chrupki w misce zawirowaly wydajac odpowiedni dzwiek i juz kociak wie ze mam dla niej jedzonko ,podeszla ale na dystans ,dobra rozumiem ,postawilam miske na srodku tarasu i weszlam do domu zamykajac za soba drzwi ,podbiegla i zaczela jest ,ilekroc odslonilam zaslone Fifi uciekala . Dwa tygodnie mnie tak skubana przetrzymywala za zamknietymi drzwiami .Pewnego dnia ...nie do wiary -przybiegla do mnie zanim miska wyladowala na posadzce i no nie ...to juz szczyt marzen! Zaczela sie do mnie lasic i podskakiwac ! Dodam tylko ze Fifi jest przyzwyczajona jadac o konkretnych porach ,to tez jakby ulatwialo zadanie bo kot juz wie ze zaraz bedzie jedzenie i krazy w poblizu czekajac az sie go zawola . W kazdym razie od tamtego dnia codziennie najpierw bylo glaskanie i myzianie a potem jedzenie .Marta i Pierre wrocili z wycieczki do Indii (przyslali pocztowke ,wstawie zdjecie przy okazji) i szok . Fifi jak nie Fifi ,obskakiwala wlascicieli ,lasila sie do nog a nawet dala sie wziasc na rece ! Od tamtej pory kotka aktywnie uczestniczy w zyciu obojga ,wskakuje na kolana wlascicieli lub lezy przy nich na kanapie i daje sie glaskac .Jestem oficjalna opiekunka Fifi na czas wyjazdow sympatycznych sasiadow (w zeszle wakacje byli w Argentynie i Brazylii -zdjecia



Teraz czas na buleczki drozdzowe .
W czasie gdy bylam bez internetu moja coruchna przywlokla ze szkoly dzume(tak zartobliwie mowimy na wszelkie przeziebienia ,katary i chorobska) -mianowicie grype . Nie wiem jak w Polsce ,ale tu tegoroczna grypa byla okropna -corka wyladowala na pogotowiu z goraczka 39,7 i zaburzeniami oddechu ,dodam ze ok 40 min wczesniej podalam jej tabletki na obnizenie temperatury -bez skutku .Na pogotowiu dostala kroplowke plus zastrzyk i inhalacje -okropnie to wszystko razem wygladalo ale jak dzieciak sie patrzy na mame wystraszony to trzeba zacisnac poslady i wygladac pewnie zeby dziecko czulo sie bezpiecznie ,i to bez wzgledu na wiek dzieciaka .Udalo sie zbic goraczke do jakichs 39° ,oddech wrocil do normy ,wrocilismy do domu ale wiadomo spania nie ma .Co 4 godziny tabletka od goraczki i co godzine sprawdzanie temperatury ,najnizej schodzilo do 38,5° i potem znow w gore- w przeciagu godziny .Mokrym recznikiem "sciagalam goraczke " spod pach ,kolan ,szyi i stop .Corka trzesla sie z zimna niemilosiernie i sprawialo jej to bol ,jednak dzielna z niej dziewczyna i wytrzymala a mnie serce sciskalo i zbieralo sie na placz widzac jak ona cierpi ,ale obie wiedzialysmy ze tak trzeba . Potem znow zasypiala a ja siedzialam coraz zerkajac na zegarek zeby znow za godzine sprawdzic goraczke ,i tak przez 3 dni .Juz potem z gorki ,corka zaczela normalnie jesc ,ogolnie stan zdrowia wyraznie sie polepszyl .W czasie choroby -wiadomo nic nie smakuje ,corka na sniadanie jada buleczki z czekolada -niestety zrobily sie dla niej gorzkie ,kupilam inne -tez lipa a dzieckun cos jesc musi .Gdy juz corus poczula sie lepiej dzuma przeszla na Ksiecia -i od nowa ten sam scenariusz -wysoka goraczka ,drgawki ,chroniczny brak snu i kombinowanie z jedzeniem bo nic nie smakuje .Oczywiscie jak to miedzy kobieta i mezczyzna kontakt fizyczny , rowniez ustny jest i to praktycznie nieustajacy wrecz a grypa wredna trzy dni sie wykluwala :D wiec mysle sobie - jak nic za kilka dni i mnie zlapie dzuma wiec trzeba sie przygotowac , zeby rodzina w czasie mojego pomoru z glodu nie padla..Ksiaze umierajacy ,mi juz drugi akumulator w aucie padl ..no lipa no .Do sklepu kawal drogi a tu ludzie umieraja :D Ogolnie zalezalo mi na czasie .Patrze bezwiednie w okno a tam Marta wyjezdza swoim autem( kiedys umowilysmy sie obie , ze jesli ktoras z nas bedzie potrzebowac pomocy to wali do drugiej jak w dym bez krepacji ,raz ona do mnie ,raz ja do niej ) ,bez namyslu wyskoczylam zatrzymalam i wpakowalam sie do auta -Marto ,potrzebuje Twojej pomocy ,mam w domu dzume a musze zakupy zrobic.Zeby jako potencjalny nosiciel wirusa nie zarazic sasiadki wzielam -i teraz uwaga :D maske do twarzy ,takiej ,ktorej uzywam ilekroc czyszcze material (drewno ,kamien itp) -zawsze jedna w szafce na wylocie schowana lezy w razie gdyby co -i stwierdzilam ze jak nic lezakowala na ta wlasnie okazje , siadlam na tylne siedzenie zeby ograniczyc jak najbardziej nasz kontakt .Marta bez wahania obwiozla mnie po wszystkich sklepach .W trakcie jazdy miedzy innymi opowiedzialam ze corce nic nie smakuje ze zawsze na sniadanie lecialy croissanty z czekolada a teraz musze sama narobic buleczek zeby dzieckun nie glodowal .Marta stwierdzila ze sprezentuje mojej corze brioszke ,ktora ona codziennie je na sniadanie ,podziekowalam grzecznie ale odmowilam ,poniewaz juz zaplanowalam ze sama upieke .Po powrocie do domu wzielam sie za zapelnianie lodowki jedzeniem ,ktore trzeba tylko odgrzac ,lub do piekarnika i wlasnie miedzy innymi zrobilam buleczki drozdzowe z postanowieniem ,ze jedna porcja wyladuje u Marty .Jest to przepis ,z ktorego korzystam od laaadnych paru lat ,zeby nie sklamac jakichs 6 ?Jeszcze ani razu sie na nich nie zawiodlam ,podziele sie przepisem i mocno polecam do wyprobowania :)

Buleczki drozdzowe 




Skladniki na jedna porcje czyli na 12 buleczek :(zawsze robie z podwojnej porcji )

-250 ml mleka
-70 gr cukru (mozna kombinowac albo mniej albo wiecej w zaleznosci jak kto lubi )
-20 gr drozdzy swiezych drozdzy lub torebka suchych
-1 jajko
-500 gr maki pszennej
-60 gr masla +do posmarowania formy
-szczypta soli

Lekko cieplo mleko wymieszac z lyzka cukru ,wkruszyc drozdze i wymieszac dokladnie az sie rozpuszca. Make wsypac do miski ,zrobic w niej dolek ,wlac mleko ,wymieszac z maka na dosc gesta ale nie za gesta papke ,przykryc i odstawic na 15minut .Tak samo robie z drozdzami suchymi z tym wyjatkiem ,ze suche drozdze sypie bezposrednio na make ,dodaje cukier mleko ,beltam i przykrywam rowniez na 15 minut .
Mieszam lekko powstaly zaczyn z maka i dodaje reszte skladnikow ,na koncu dodaje maslo .Ciasto nalezy dobrze wyrobic tak aby odchodzilo od reki i najlepiej zeby sie do niej nie lepilo .
Forme smarujemy maslem , z ciasta robimy kulki ,starajac sie zeby byly w miare tej samej wielkosci i odstawiamy na 30 min rowniez je przykrywajac .
Taka moja rada : buleczki pieke w formie ceramicznej ,wtedy jest mniejsza szansa na przypalenie ich od spodu .
Nagrzewamy piekarnik do 200 ° i wkladamy buleczki na okolo 25-30 min gora - dol. Najlepiej jest ok 20-ej minuty obserwowac bulki czy sie nie spiekaja za mocno ,bo jak wiadomo temperatura piekarnika jest kwestia sporna ,jeden piecze silniej drugi slabiej .

Jedna porcja bulek powedrowala do Marty ,bardzo je zachwalala .Dlugo utrzymuja swiezosc .
P.S Mnie dzuma w jakis magicznie niewytlumaczalny sposob ominela o.O a co roku to ja choruje a Ksiecia nie rusza .W tym roku jakos wszystko na opak -na moje szczescie w nieszczesciu :)
Huh sie rozpisalam :D





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz