Na pierwszy ogien pani od angielskiego rozszerzonego - ( najkrotsza kolejka :D ) zabawilismy bardzo krotko ,poniewaz byl to monolog ze strony profesorki - same superlatywy ,zadnych zastrzezen i wogle jedna z najlepszych uczennic . No dobra ,lecimy dalej ..
historia - pani profesor okazala sie bardzo przyjemna i wyluzowana , tez nie miala nic do zarzucenia ,poniewaz oceny sa dobre i tylko corka niesmiala troszke , i nad tym trzeba popracowac - ok jedziemy dalej .
Francuski i matematyka - tu najdluzsza kolejka
- profesor z francuskiego tez nie mial zastrzezen ,corka zawsze przygotowana na lekcje ,prace domowe odrabiane ,nie przeszkadza ,udziela sie itp , i tylko kazal czytac wiecej ksiazek w domu ( niestety dysleksja corki pojawia sie i w jezyku francuskim ) .
Czas na matematyke ... otoz mam w rodzinie : doktorow ,adwokatow ,lekarzy ,zolnierzy ,nauczycieli (przedmioty humanistyczne ) i zaden czlonek rodziny nie zostal profesorem od matematyki ...wiec i u coruchny mojej ewidentny brak zdolnosci matematycznych jest , no ale coz - nie pokladamy przyszlosci z tym przedmiotem , wiec i rozpaczy wielkiej nie ma . Za to profesor ( byly zolnierz swoja droga - zdjecia wszystkich uczniow mial - przez chwile czulam sie jakbym brala udzial w jakiejs misji , czy operacji militarnej :D ) przytrzymal nas najdluzej , przedyskutowal kazdy chyba temat lekcyjny , zapoznalismy sie z podrecznikiem od deski do deski , i po 30 min moglismy isc dalej .
Padlo na profesorke od wloskiego . Jako ,ze wszyscy troje jestesmy rowniez i wlosko-jezyczni dyskusja odbyla sie po wlosku - powiem Wam , ze zostalam bardzo mile polechtana jako rodzic . Dowiedzialam sie ,ze odwalilam kawal naprawde dobrej roboty jesli chodzi o wychowanie corki , ze jest najlepsza z klasy we wloskim , zawsze przygotowana , niesie pomoc innym , jest bardzo aktywna , bardzo przez innych lubiana i generalnie fantastyczny z niej dzieciak . Rozgadalismy sie z profesorka w najlepsze a czas leci . Z przykroscia zakonczylismy rozmowe ,ale trzeba smigac dalej .
Fizyka ... kolejka dluga , pobyt nieadekwatnie krotki - bez zastrzezen ,utrzymaj poziom a bedzie dobrze widzimy sie jutro na lekcji , no to pa .
Nie zastalismy juz profesorow od angielskiego normalnego i od przyrody ( skonczylismy obchod o 20:30 ) ale podalam kartki przez corke ,ze gdyby co , to czekam na spotkanie . Jak na razie nie ma odzewu wiec chyba jest dobrze . Zadna godzina lekcyjna nie zostala opuszczona .Tak zakonczyl sie pierwszy trymestr w nowej szkole . Na takie zebrania to ja moge chodzic i co tydzien :D
A teraz zagadka : Ilu portugalczykow zmiesci sie na 30 m 2 ?
Odpowiedz brzmi : W huk :D
Kilka slow wyjasnienia : Nauczona doswiadczeniem ( nie za bardzo pozytywnym ) jesli chodzi o portugalczykow ,rumunow i muzulmanow ( zatrzesienie na wyspie ) trzymam sie od nich poprostu z daleka . Nie zaciesniam znajomosci - kulturalne dzien dobry i niewymuszony usmiech przy mijaniu sie - i nic poza tym . Do tej pory udawalo mi sie trzymac na dystans naszych sasiadow portugalczykow i bylo mi z tym dobrze . Do jakiegos tygodnia wstecz . Tak sie zlozylo ,ze trzeba bylo od nowa zadaszyc taras - nasze domy i tarasy sa ze soba polaczone wiec trzeba bylo , zeby Ksiaze i sasiad zrobili to razem . I tak sie zaczelo - stalismy na naszym tarasku ,od slowa do slowa , zaprosilam na kawe ,rozmowa ,smichy chichy , dach zostal polozony . W dzien zmarlych ktos puka ...? Marta zawsze dzwoni ,otwieram a tam...sasiadka zza sciany z talerzem ciastek , bo 1-go listopada pieka takie slodkosci ... no to zapraszam do srodka i znow ko , ko , ko , chi , chi , chi , jak to kobitki . W rewanzu upieklam buleczki drozdzowe . Potem chwila przerwy i w dniu wczorajszym ( naprawde nie wiem jak to sie stalo , ale znow wyladowalysmy wszystkie trzy u mnie na kawie ) Marta ( sasiadka ) i my zostalismy przez sasiadow zaproszeni na urodziny ich 16-letniego syna , tak po kolacji . Ksiaze wybral prezent ( jesli chodzi o wybor prezentow moj mezczyzna jest nieoceniony ) mianowicie wypasna kurtke na rower z wszelkimi bajerami ( w zyciu bym nie wpadla na taki podarunek - serio ) .
Wieczorem wszyscy troje zapukalismy do sasiadow ,chlopak dostal prezent a my spoczelismy na kanapie . Tematow do rozmow nie brakowalo , ogolnie swobodna atmosfera , dzwonek do drzwi - mysle , pewnie Marta , a tam ...wchodzi 5 osob , no dobra ,jest miejsce , dalej kontynuujemy rozmowe ,reszta dolaczyla , za chwile telefon ,otwierana brama i do domu wchodzi jakies ....20 osob ?! W zyciu nie pomyslalam ze na 30 m 2 zmiesci sie az tyle :D . I zaczelo sie przekrzykiwanie jeden drugiego , spiewy ( mezczyzni - mialam okazje pracowac z portugalczykami i powiem ,ze w pracy tez spiewaja - jeden zaczyna -reszta dolacza ) ,smiechy . Wiecie ze Ci ludzie pija kawe o godzinie 22-ej ? Te takie male mocne kawy z ekspresu o.O Nie wiem jak Wy , ale ja bym chyba do rana nie spala po takiej kawie , a oni pili po kilka - no ale co kraj to obyczaj . W miedzyczasie dolaczyla Marta . Posiedzielismy do 23-ej ,zjedlismy tort ,wypilismy troche szampana i pozegnalismy towarzystwo . Ogolnie bardzo sympatyczna impreza , ale jak dla mnie sa za glosni . Co wyjdzie z tej naszej blizszej znajomosci ? Nie uprzedzam sie - czas pokaze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz